środa, 24 października 2012

Samodzielna cz.1

Hej ludki, coś mnie dzisiaj natchnęło i postanowiłam napisać mini opowiadanie, to dopiero 1 część będzie ich może około 8, zobaczymy, nic nie obiecuje. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, jeśli tak to dajcie mi  tym znać poprzez komentarze :) Z góry przepraszam, za wszelkie błędy, pisałam na spontanie, więc szybko. Dobra czytajcie <3
 Enjoy,
xoxo, Rysicaa



-Jeśli chcesz iść na te studia, musisz na nie zarobić, mam dość marnotrawienia pieniędzy na Ciebie - ogłosił poważnym głosem mój ojczym
-Przecież jesteś bogatym biznesmenem, sądziłam że takie pieniądze dla Ciebie to nie pieniądze, czyż się myle- odpysknęłam z ironią, moje godzinne błagania nic nie dawały, miałam dość jego rządzenia się, wytrzymałam te 4 lata z przymusu, siedziałam cicho i nie komentowałam jego wywodów na temat mojego nieróbstwa, nie posiadania żadnych ambicji życiowych itp, lecz kiedy skończyłam te 18 lat i wkroczyłam w dorosłość, zaczęłam się zwyczajnie stawiać. Sądziłam, że gdy obwieszczę mu nowinę, iż pragnę iść na studia i coś zrobić ze swoim życiem ucieszy się i wręcz rzuci we mnie kasą na czesne, ale nie, musiał wykazać się kolejnym przejawem ojcostwa i kazać mi być samodzielną.
-Zmień ton młoda damo- oburzył sie- powiedziałem swoje, chcesz studiować, znajdź pracę i nawet się nie waż prosić swoją matkę o fundusze- wydał 'rozkaz' i skrzyżował ręce na klatce
-Pf- wydałam dźwięk obrażonej nastolatki- nie będziesz mi mówił co mam robić, moim ojcem nie jesteś- krzyknęłam i odwróciłam się w stronę schodów, aby udać się do swojego pokoju. pewnie poszłabym do niego, gdyby nie jeden niewłaściwy tekst, który padł z jego ust
-Ktoś musi nim być, biologiczny uciekł od Ciebie i wcale mu się nie dziwie- powiedział beztrosko, a ja się zagotowałam. Przez moją głowę przechodziły wszelakie myśli, większość nich skupiała się na wizji mnie duszącej tego skurwiela
-Co żeś powiedział? -wydarłam się, nawet nie obracając się, nie chciałam widzieć jego okropniej mordy
-To co słyszałaś- ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, po sekundę po musiał się bronić przed moimi rękoma, aby uniknąć śmierci
-Zabije Cię sukinsynie, nienawidzę Cię, jesteś nikim, rozumiesz - próbowałam przedrzeć się do jego szyi, ale  solidnie się bronił- nie masz prawa mówić tak o moim ojcu. wcale nie jesteś lepszy. Gdzie są teraz Twoje dzieci, he- potok obraźliwych słów płynął z moich ust
-Co tu sie dzieje?! - usłyszałam wrzask za swoimi plecami, dobrze znałam ten głos, a zwłaszcza w takim tonie- Puść go, co w Ciebie wstąpiło?! - zaczęła mnie odciągać od swojego ukochanego. Tak, dokładnie tak, to była moja matka, jak zawsze broniła swojego mężusia, upokarzając mnie i skazując na klęskę.
-On, on mnie obrażał, mamo! - czułam, że łzy zbierają się w moich oczach, wiedziałam co się wydarzy, wiedziałam jak ta scena się skończy
-Robert?- skierowała swoją twarz ku niemu
-Twoja córka jest nienormalna, najpierw groziła mi, że jak nie dam jej pieniędzy na studia to powie Ci, że dopuściłem się zdrady, a potem kiedy powiedziałem jej, że ma znaleźć pracę rzuciła się na mnie- mówił cienkim głosem i zgrywał ofiarę. miałam jeszcze większą ochotę go zabić.
-Mamo! on kłamie! on obrażał mnie i tatę! Mamo, nie wierz mu!- chciałam ją przytulić, chciałam sprawić, że mi uwierzy, ale ona stała jak słup. Jej mimika twarzy nic nie okazywała, jedynie odepchnęła mnie delikatnie, a  ręką wskazała schody, co miało oznaczać, że nie chce mnie widzieć i mam iść do pokoju. Stałam jak wryta, mimo że powinnam się przyzwyczaić do takich sytuacji, za każdym razem bolało coraz mocniej. Wchodząc zgarbiona po schodach spojrzałam ostatni raz w ich stronę. Mama przytulała swojego fagasa, a ten wrednie się uśmiechał patrząc jak cierpie. Chciałam zerwać mu ten uśmieszek z twarzy, ale uznałam, że to tylko pogorszy sprawę.
 Weszłam do swojego pokoju, zaczęłam nostalgicznie płakać, krzyczeć, rzucać się po pokoju. Gdy trochę ochłonęłam, usiadłam na podłodze, opierając plecy o łóżko i zaczęłam rozmyślać nad tym co mam zrobić. wiedziałam, że nie wytrzymam psychicznie dłużej takich historii. Musiałam się wynieść, z tamtego domu przesiączonego wrogością w moją stronę, ale nie miałam gdzie iść. Nie miałam babci, ani wujka czy cioci. Przyjaciół też wielu nie miałam, raczej tylko znajomych, którymi się otaczałam, aby ładnie to wyglądało. Była tylko jedna, taka prawdziwa osoba, Paulina, do której też zadzwoniłam, cała zapłakana. Opowiedziałam jej całą historię, a już po 30 minutach, podjechał jej czarny samochód tuż pod mój dom. Spakowałam wszytskie ubrania jakie miałam w szafie, większość swoich rzeczy i wyszłam. Pakując cały swój dorobek płakałam jak opętana, wspominałam czasy, kiedy życie było jeszcze całkiem znośne, czasy dzieciństwa, chwile z ojcem i uśmiechniętą matką. 'To tylko przeszłość Gabs, to już nie wróci' powiedziałam do siebie w myślach.
Na wychodne rzuciłam tylko 'nienawidzę was' pod nosem, nie wiem czy usłyszeli, ale patrzyli na mnie przerażeni. Cieszył mnie ten widok, przejęte spojrzenie mamy.

Po dotarciu do mieszkania, mojej przyjaciółki, które znajdowało się w całym centrum Londynu runęłam na jej wielką puchę i wydałam z siebie dźwięk bezradności i smutku.
-Ej no, Gabs, nie martw się, dasz radę, pomogę Ci- starała się mnie pocieszyć, doceniałam to, ale w tamtej chwili miałam jedynie ochotę zapaść w sen zimowy i poczekać, aż wszystkie problemy same się rozwiążą.
-Dobrze wiesz, że to nie prawda. Właśnie wyprowadziłam się z domu, wręcz uciekłam. Nie mam, gdzie mieszkać, nie mam pieniędzy, pracy, wyższego wykształcenia- żaliłam się, podłamując jeszcze bardziej samą siebie. Uświadomiłam sobie, że mam poważnie przesrane
-Przecież możesz tu mieszkać- powiedziała
-Nie chce Ci robić problemu
-Przestań, możesz zostać ile chcesz. a co do pracy, to mam pomysł- jej oczy jakby nagle rozbłysły, a ja uniosłam głowę zaciekawiona tym co zaraz padnie z jej ust- Pamiętasz moją szefową Louise ? Poznałaś ją kiedyś na bankiecie.
-To ta, która miała tą śliczną córeczkę, z którą się bawiłam? - zapytałam z uśmiechem, przywołując sobie w głowie tamte wydarzenie. Lubiłam dzieci, czasami mnie irytowały, ale na ogół je lubiłam, natomiast one mnie kochały. Nie wiem co takiego robiłam, ale dzieci lgnęły do mnie jak do słodyczy, a mi zabawa z nimi sprawiała przyjemność.
-Tak, dokładnie. I własnie chodzi o Lux. Lou potrzebuje dla niej opiekunki, pytała mnie czy może chce sobie pracować dorywczo, ale musiałam jej odmówić, ale Ty przecież uwielbiasz dzieci, a one Ciebie, a zwłaszcza Lux, więc...- spojrzała na mnie
-Chcesz, żebym pracowała jako opiekunka dziecka Twojej szefowej- dokończyłam za nią, coraz bardziej podekscytowana jej pomysłem
-Dokładnie! zaraz do niej zadzwonie- wyjęła telefon i wybrała numer, po chwili zaczęła rozmowę i wyszła z pokoju. Wróciła po 5 minutach, które były jedynymi z najdłuższych pięciu minut w moim życiu.
-Louise powiedziała, żebyś przyszła do niej jutro na rozmowę, ale to tylko formalność, ucieszyła się gdy jej o Tobie powiedziałam, więc można stwierdzić, że masz prace- wykrzyczała radośnie, a ja rzuciłam się jej w objęcia w geście podziękowania. 'Może nie będzie, aż tak źle...' pomyślałam.


KOMENTUJCIE I PROMUJCIE! ZAJMIE WAM TO CHWILKĘ, A MI SPRAWI OGROMNĄ PRZYJEMNOŚĆ I ZMOTYWUJE DO PISANIA KOLEJNYCH CZĘŚCI. LOVE YA!