wtorek, 13 listopada 2012

Samodzielna cz.2

Hejhej, jest druga część troche czasu zajęło mi jej napisanie, ale nie mam czasu poza tym wyszłam z wprawy, co można zauważyć w tekście poniżej. Jednak mam nadzieje, że się Wam spodoba i dacie jakiś komentarz (negatywne też mile widziane). Liczę, że jeszcze o mnie pamietacie, choć troszkę ;p Kocham Was wciąż za to co zrobiłyście dla mnie. Dziękuje za komentarze!!! Jesteście wspaniałe!
a teraz Enjoy,
xoxo Rysicaa



Przez całą noc nie mogłam spać, przewracałam się z jednego boku na drugi. Niby wszystko miało się ułożyć w moim życiu, może nie wszystko, ale część. Miałam gdzie mieszkać, prace można powiedzieć, że również posiadałam, przyjaźniłam się ze wspaniałą osobą, a za 3 miesiące miała iść na studia, wymarzone studia. Niby wszystko pięknie, ale jedna sprawa nie dawała mi spokoju, nie miałam swojego domu, rodziny, a wibrujący telefon przypominał mi o tym nieustanie. Nie ciężko jest zgadnąć kto do mnie wydzwaniał, oczywiście, że moja matka. Zastanawiałam się czemu dzwoni, po co, w jakim celu, przecież powinna być szczęśliwa, w końcu pozbyła się ciężaru jakim byłam, nareszcie mogła oddać się całkowicie swojemu kochasiowi i nie przejmować się tym, że znowu musi zapłacić za moje zajęcia. A jednak dzwoniła, zastanawiałam się czy się martwi czy po prostu chce powiadomić mnie, ze zapomniałam zabrać brudnych rzeczy z kosza na bieliznę. Nie miałam jednak odwagi, aby to sprawdzić, wyłączyłam telefon i wstałam z łóżka. Była 3.47, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, a byłam przekonana, że nie zasnę. Ubrałam się w dresy i postanowiłam pobiegać, nienawidziłam tego z całego serca, ale widziałam w wielu filmach, że ludzie tak robią gdy mają problemy, więc uznałam, że może i mi zdoła pomóc. Biegając po ulicach miasta, stwierdziłam, że był to mój jeden z najgorszych pomysłów. Biegałam, a raczej człapałam przez dwie godziny i jedyne co mi się rozwiązało to sznurowadło. Wróciłam do mieszkania w jeszcze gorszym stanie psychicznym niż wychodząc, byłam przepocona, zmęczona, głodna, spragniona, a w mojej słowie myśli hulały jak oszalałe, nie ulotniła się żadna z nich. Wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie, a resztę czasu, aż do wstania Pauliny spędziłam siedząc na kanapie, wpatrzona w wyłączony telewizor i myśląc zupełnie o niczym.
Na spotkanie z Louise byłam umówiona o 9.30, a aby dojechać na miejsce potrzebowałam jakiś 30 minut, więc o 8 zaczęłam się szykować, zrobiłam makijaż, ubrałam się, poukładałam w głowie co mniej więcej odpowiem na możliwe zadane pytania i wyszłam z domu. Po drodze do metra wstąpiłam do Costa Coffee, zakupiłam swoją ukochaną kawę i ruszyła na spotkanie.
Podróż zajęła mi aż godzinę, powinnam to przewidzieć znając mój wrodzony talent bycia ofiarą. No bo jak inaczej można nazwać osobę, która 3 razy wsiadła do złej linii metra. Nie ważne. Byłam spóźniona, a mój telefon jakby się zaciął, nieustanie dzwonił, oczywiście to Louise naparzała do mnie, wcale się jej nie dziwiłam. Musiałam zrobić piękne pierwsze wrażenie, biegnąc w stronę jej domu zastanawiałam się czy w ogóle dostanę tę prace. Cała zdyszana wyciągnęłam rękę, aby nacisnąć dzwonek, lecz nie zdążyłam tego zrobić, gdyż drzwi otworzyła mi jasnowłosa kobieta z dzieckiem na rękach.
-Bardzo przepraszam! -wysapałam - Wsiadłam w złą linie metra, potem znowu...- zaczęłam opowiadać historię z przejętą miną i rozbudowaną gestykulacją, a gospodyni zareagowała ze śmiechem
-Wchodź, nic się nie stało. Dzwoniłam do Ciebie, aby przekazać Ci, żebyś była później, miałyśmy mały problem ze wstaniem- uśmiechnęła się do małej i delikatnie pstryknęła ją po malutkim nosku
-Uff- odetchnęłam. To był fart, naprawdę ogromny fart- pomyślałam
-Idź do salonu- wskazała ruchem ręki kierunek drogi- Masz ochotę  na coś do pica? -zaproponowała
-Wodę, jeśli można, zrobiłam sobie jogging z rana- zaśmiałam się za cicho, bo wciąż nie byłam pewna
-Ludzie mówią, że to zdrowe, ale ja osobiście wole lody na śniadanie- zaczęła rozmowe Louise
-Naprawdę ? nie wyglądasz- nawiązała się między nami więź. Tak dobrze nam się rozmawiało, że nawet nie zauważyłam mijającego czasu. Rozmawiając i śmiejąc się z moją przyszłą pracodawczynią w miedzyczasie bawiłam się z Lux, była taka przyjazna i grzeczna, że opieka nad nią nie była żadnym problemem.
-Dobra kochana,- zwróciła się do mnie kobieta- Podsumowując to co ustaliłyśmy. zaczynasz pracę od 9, a kończysz zazwyczaj o 18, ale czasem może się przedłużyć, no i oczywiście czasem gdy będe miała bankiety będziesz siedzieć z małą, kiedy będziemy wyjeżdżać jedziesz z nami. Moja stawka to 12£ za godzine, płace tygodniowo. Pasuje? - zapytała mnie po skończeniu swojej rozległej wypowiedzi, a mnie troche zamurowało. Ta praca była pracą moich marzeń. -Halooo? Gabi?- pomachała mi dłonią przed oczami, musiałam troche odpłynąć.
-Przepraszam, oczywiście, że się zgadzam, te warunki są świetne. Pozostaje ostatnie pytanie, od kiedy zaczynam? - uśmiechnełam się szeroko.
-Od jutra? - uniosła jedną brew
-Super. w takim razie, do jutra! - zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z mojego miejsca pracy cała w skowronkach.
Stwierdziłam, że jak na razie wyprowadzka z rodzinnego domu była najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłam.
Powrót do mieszkania zajął mi znacznie mniej czasu, wybrałam dobre metro, aż miałam ochote sama sobie przybić piątkę. Weszłam do lokum wciąż rozmyślając o tym jak to będzie sam na sam z Lux, czy nie będzie płakać, troche stresowałam się pracą.
-Wróciłam wcześnie...o o ooo- zaczęłam panicznie krzyczeć, gdy ujrzałam rozgrywającą się na kanapie scene, a mianowicie nagą Pauline leżącą pod jej chłopakiem. - aa, to...ja... później wróce- wybiegłam jak najszybciej mogłam, gdy stałam już przed budynkiem wybuchnęłam nieopanowanym śmiechem uzmysławiając sobie to co własnie widziałam. Liam i Paulina byli ze sobą od dawna, ale nie wiedziałam, że uprawiali już seks, mimo że powinno to być logiczne. Miałam sporo czasu, więc poszlajałam się po Londynie, kupiłam nowy numer, aby móc oderwać się od przyszłości związanej z matką i ojczymem, nie chciałam żeby mnie znaleźli. Nawet nie chciałam o nich myśleć, skupiałam się na wszystkim innym, jak rosnąca trawa, tylko po to aby nie myśleć o nich.
Siedziałam właśnie w jednej z wielu londyńskich kawiarenek, gdy zadzwoniła do mnie Paula z informacją, że mogłabym już wrócić bo się martwi. Tak też zrobiłam, powróciłam do mieszkanka, jednak po zobaczeniu przyjaciółki i jej ukochanego wybuchnęłam takim śmiechem, że przez 15 minut nie podnosiłam się z ziemi. Kiedy udało mi się uspokoić, opowiedziałam im co było powodem mojego napadu śmiechu, nie mieli pojęcia, że ich widziałam, wywołało to jeszcze większą głupawkę. Zostałam zbombardowana poduszkami i zmuszona do oglądania filmu razem z nimi.
-Gabs, Maz o Ciebie pytał- powiedział do mnie Liam
-Fajnie, a o co dokładnie- zainteresowałam sie. Mazzi był zabawnym kumplem Li, który był Youtuberem, kiedyś go poznałam i świetnie nam się gadało
-Zastanawiał się czy nie wyskoczysz z nim gdzieś. Podałem mu Twój numer- uśmiechnął sie głupkowato
-Ty świnio, następnym razem zapytaj mnie, a nie rozdajesz mój numer na prawo i lewo- oburzyłam się
-Oj nie przesadzaj. powiedział że do Ciebie dzisiaj zadzwoni- od razu po wypowiedzeniu tych słów zadzwonił mój stary telefon, którego nie zdążyłam jeszcze wyłączyć. Otworzyłam szeroko oczy patrząc na Liama i szepnęłam 'wiedźma' .
-Cześć Mazz. Tak, mówił mi. No dobra, możemy. Jutro? Hmm, będę wolna jakoś po 20. No ok, to wpadnij. Wiesz gdzie? Tak, dokładnie, To do jutra. - rozłączyłam się i spojrzałam w stronę zakochańców
-I co? i co? -spytała Paul
-Umówiłam się z nim na jutro. a teraz dobranoc ide spać, jutro mam prace- udałam się do pokoju gościnnego, umyłam, przebrałam i położyłam do łóżka. Zamknęłam oczy i pomyślałam 'No to zaczynamy nowy rozdział życia'. 

4 komentarze:

  1. Awww, jest super kocie długo czekałam na nowy niesamowity rozdział! <33333333 kochaaammm <3

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie mogę z tej scenki z Paulą :**** Kocham Cie za to, że tak super piszesz :D oczywiscie czekamy na wiecej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. lubię Cię; jak piszesz. pisz pisz; tylko dużo i. częściej!

    OdpowiedzUsuń
  4. ciesze sie, ale nie mam pojęcia o co w tym chodzi :O

    OdpowiedzUsuń