czwartek, 10 maja 2012

Rozdział 77

jołjołjoł<3 jakoś się rozpisałam, chyba. w tym rozdziale ogółem nic się nie dzieje, jak w większości haha xd nevermind. ale i tak spoko, bo chce już jak najszybciej skończyć to opowiadanie i dać sobie spokój z pisaniem, to nie dla mnie ;p
+ coś spadła liczba komentarzy :( buuu. ale i tak dziękuje za wszystkie jakie są!!! dodatkowo , poryczałam się wczoraj jak zobaczyłam, że mam ponad 20 tys. wyświetleń! dziękuje! kurde!
KOMENTUJCIE I PROMUJCIE, PROSZĘ! ♥
dedykacja dla Pauliny, której serce zaczyna bić jedynie na widok przystojnego chłopaka...taaa <3
Enjoy.
xoxo, Rysica





(oczami Gabi)
Kiedy zaczął mówić tym smutnym tonem, bałam się że go stracę, że już nie dostanę kolejnej szansy, że ta miłość wygasła i nigdy więcej nie zawita w moim życiu. Całe szczęście, że się myliłam, że nareszcie nie miałam racji. Harry chciał wszystko skończyć, ale powstrzymały go moje słowa. Możesz to sobie wyobrazić? Gdybym kilka minut wcześniej nie wymyśliła tego ‘planu’ straciłabym wtedy miłość swojego życia, bo właśnie taką miłością był Harry, cóż nadal jest. Wracając do historii. Gdy stałam wtulona w chłopaka i wiedziałam, że wszystko będzie już dobrze, czułam się tak niesamowicie, bezpiecznie i potrzebna. Brakowało mi tych uczuć od dawna, one istniały tylko przy Harrym, dziwne, ale tak było.
nie mogłam zapominać o sprawach ważnych, moja przyjaciółka leżała w szpitalu i potrzebowała mojej obecności, a ja musiałam ją zobaczyć. Dlatego przerwałam tą romantyczną scenę i poprosiłam, abyśmy pojechali do Pauli. Nie wiem jakim cudem, ale do szpitala zawiozła nas moja mama, która wpierw dowiozła do parku Harolda, dziwne.  Miałam wrażenie, że dostałam jakiegoś szczękościsku, gdyż nie mogłam przestać się uśmiechać, każdy normalny człowiek pomyślałby, że spowodowane jest to szczęściem, ale oczywiście nie ja, nie byłam normalna i przecież kochałam utrudniać sobie życie. No dobra, byłam szczęśliwa! I to tak cholernie szczęśliwa ! Wszystko jednak zmieniło się po tym jak dojechaliśmy do szpitala, a mianowicie gdy ujrzałam swoją przyjaciółkę wyczerpaną, podłączoną do kroplówki i jakiegoś aparatu, ten widok mnie przeraził. Miałam gdzieś, że reszta patrzy się na splecione dłonie moje i Hazzy, po prostu rzuciłam się aby uściskać swoją ukochaną, tak bardzo mnie bolało, że leży na tym szpitalnym łóżku.
-Jak się czujesz?- pytałam zmartwiona, głaszcząc ją po głowie
-dobrze- uśmiechnęła się delikatnie, ale wyczułam, że był to wymuszony uśmiech
-nie kłam- pogroziłam jej palcem
-dobra, jest mi źle. Nie chce tu leżyć, czuje się jak umierająca- wyżaliła się z delikatną irytacją
-a wolisz, żeby Twoje bobo przeżyło i pomęczyć się w szpitalu, czy może iść na melanż i pożegnać się z rolą matki?- byłam zupełnie poważna, nie chciałam, żeby ktokolwiek ucierpiał, ale chyba przesadziłam bo w oczach Pauli zebrały się łzy- przepraszam- uścisnęłam ją w miarę mocno, ale tak aby nic jej nie zrobić
-nic się nie stało, dobrze, że to powiedziałaś- uśmiechnęła się ponownie, ale tym razem szczerze. Podszedł do nas Liam i złapał za rękę swoją narzeczoną, automatycznie się ucieszyłam. Ich widok dawał mi porządną dawkę szczęścia, ich związek był dowodem, że miłość istnieje tylko sami wszystko sobie komplikujemy.
niestety, nie było mi dane napawać się widokiem zakochanych, gdyż mój chłopak perfidnie wołał mnie szeptem. Wyszłam przed salę i czekałam co ma do powiedzenia mój ukochany, wyglądał na zdenerwowanego, wiec czułam, że będzie ciekawie. O co się rozchodziło? O nic innego jak o moją trasę z Edem. Hazz stwierdził, że nie wytrzyma beze mnie i mam nigdzie nie jechać, z jednej strony uznałam to za akt miłosny i zrobiło mi się miło na sercu, jednak z drugiej zirytował mnie fakt, że nie mogę spełnić swojego marzenia i jestem postawiona w sytuacji bez wyjścia. Brzmiało to mniej więcej jak: ‘albo trasa, albo ja’ . nie powiedział tak co prawda, ale mogę się założyć, że pomyślał. Jako, że obydwoje byliśmy uparci, nie dałam sobą manipulować i kazałam mu przemyśleć to co robi, pożegnałam go suchym ‘pa’ i wróciłam do Pauliny. W Sali zrobiło się pusto, Louis i Harry ruszyli gdzieś razem, kątem oka widziałam jak wychodzili. Przy Pauli siedział Liam, a obok niego Ed, Niall, Zayn,  Eleanor i moja mama, którzy właśnie żegnali się z chorą.
-Wracamy do domu- poinformowała mnie El- jedziesz z nami?
-nienie, zostanę. Mamo będę później- uśmiechnęłam się do rodzicielki i pomachałam jej. Odpowiedziała mi skinięciem głowy i tyle co ją widziałam. Usiadłam na krześle po drugiej stronie łóżka, oparłam na łokciu i jak jakiś psychol wpatrywałam się w przyjaciółkę.
-Dziwnie się czuje, przestań pedofilu- szturchnęła mnie w ramie. Byłam pewna, że czuje już dobrze, zachowywała się tak jak zawsze, czyli… odwalało jej.
-Nie przestanę. Pamiętasz mnie? To ja, ten uśmieszek- zaśmiałam się, przypominając sobie jedną z wielu akcji, które odwalałyśmy w przeszłości.
Śmiałyśmy się jak opętne, upomniał nas jednak Liam, który uznał to za bardzo niestosowne z racji tego w jakim miejscu się znajdujemy, w sumie miał rację, ale mamuśce się to nie spodobało.
-Liamś, kochanie. Idź po jakieś jedzenie czy coś- uśmiechnęła się słodko i pogłaskała go po udzie.
-a co sobie życzysz? – zapytał troskliwie
-KEBABA!- wykrzyczała, a ja zwinęłam się ze śmiechu na podłogę, brzmiała jak jakiś głodujący, który ostatni raz widział jedzenie miesiąc temu, naprawdę nie mogłam wytrzymać, popłakałam się ze śmiechu. Liam spojrzał na nas obydwie krzywym spojrzeniem i udał się po jedzenie dla ciężarnej.
w końcu mogłyśmy spokojnie porozmawiać i to w naszym ojczystym języku.
-czyli co. Ty i Hariusz? – zapytała poruszając brwiami
-Tak- uśmiechnęłam się na myśl o scenie z górki- plus. Hariusz? Serio? – kolejna salwa śmiechu
-oj cicho
-dobra, ale wróćmy do ważnych spraw, ja nie jestem ważna. Powiedz mi, wiedziałaś coś wcześniej o chorobie? – uśmiech znikł z mojej twarzy i z poważną miną spojrzałam na dziewczynę
-nie. Co prawda, miewałam silne bóle głowy i jakieś zawroty i miałam strasznie spuchnięte dłonie i nogi, ale myślałam, że to tak po prostu- wzruszyła ramionami.
-dlaczego nic mi nie mówiłaś?- naskoczyłam na nią, aż delikatnie podskoczyła ze zdziwienia.
-nie chciałam cię martwić, miałaś tyle tych swoich problemów. Nie chciałam cię obarczać kolejnymi problemami. Poza tym byłaś trochę nieobecna- posmutniała, a ja zaczęłam płakać. Poczułam się okropnie. Moja przyjaciółka cierpiała, a ja miałam wszystko gdzieś, wszystkich. Może gdyby powiedziała mi o tym, kazałabym jej iść do lekarza i nie wylądowałaby w szpitalu, ale oczywiście musiałam być zajęta swoimi niuansami i być cholerną egoistką.
-Gabi, słońce, czemu Ty płaczesz?- zapytała dotykając mojego policzka
-Bo, jak ja mogłam cię tak traktować, tak bardzo mieć Cię w dupie, przepraszam, błagam wybacz- powiedziałam układając twarz na jej brzuchu
-kocie, nic się nie stało. Nie jestem w żadnym calu na Ciebie zła, miałam prawo się trochę odciąć- głaskała mnie, a ja ponownie tamtego dnia dziękowałam wszelkim mocą świata za obdarowanie mnie taką przyjaciółką.
-kocham Cię- powiedziałam zagłoszona kołdrą, w którą się wycierałam
-ja Ciebie też.
-PAULA&GABI COMPANY forever?- zapytałam chichotając
-AND EVEN LONGER- odpowiedziała mi i ścisnęła za dłoń
-Ekhm, przepraszam, że przeszkadzam w tej jakże ckliwej chwili, ale mam jedzenie- wtargnął do salki Liam
-ŻARCIE!- wydarła się ucieszona Paula, a ja znowu popadłam w atak śmiechu.
po jakiś dwóch godzinach wspominania, opowiadania żartów i rozmysłów na temat życia w trójkę, nasz chorowitek zasnął. Spojrzeliśmy po sobie z Liamem i zaczęliśmy się śmiać.
- dziękuje Li, że byłeś przy niej kiedy ja ‘umarłam’- złapałam chłopaka za ramię
-taki mój obowiązek. Kocham ją- wpatrywał się w śpiącą
-wiem i niech tak zostanie. – pogłaskałam go- wracam do domu, jedziesz ze mną? – zapytałam
-nie, zostanę na noc, nie chce żeby obudziła się rano i nikogo nie została- wytłumaczył mi, a ja zdumiałam, on był dla niej taki dobry , idealny wręcz, miała niesamowite szczęście. Nie to, żebym narzekała na swojego ukochanego, o nie, ale u Liama i Pauli związek wyglądał zupełnie inaczej, byli tacy dojrzali, a ja i Hazz, non stop popełnialiśmy jakieś młodzieńcze błędy, tak wiem zazwyczaj ja.
Pożegnałam się z brunetem i wyszłam z budynku, wsiadłam do taksówki, która miała podstój pod szpitalem i udałam się do domu, chciałam już zobaczyć Harolda, miałam nadzieje, że wymeldował się z hotelu i wrócił do mojego domu. Po jakiś 20 minutach byłam w domu, ale nie zostałam w nim swojego ukochanego, Louisa też nie było, wiec to oznaczało kłopoty, połączenie tej dwójki, późnym wieczorem w obcym kraju, mogło przynieść tylko kłopoty. Znalazłam domowników na piętrze, znaczy jedynie moich przyjaciół wyłączając Zayna, gdyż jak się dowiedziałam moi rodzice i mulat już spali.
-Martwię się o chłopaków, nie znają miasta, ani języka, jak coś się im stanie? – powiedziałam przejęta.
-dadzą sobie radę, nie martw się- pocieszała mnie El, zdziwiło mnie to, że w ogóle nie boi się o swojego chłopak, no ale co mogłam zrobić.
-hm, może masz racje- skłamałam- idę się położyć, dobranoc- pożegnałam się i udałam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku, nawet na jakiś ułamek sekundy położyłam, ale uznałam, że i tak nie zasnę. Uruchomiłam swojego laptopa i zalogowałam się na kontach społecznościowych. Sprawdziłam co dzieje się na Facebooku, wiele wiadomości od znajomych i masa zaproszeń od fanek chłopców. Miałam dylemat, czy wiązać te dwa życia, ale uświadomiłam sobie, że nie będę robić z siebie niewiadomo jakiej gwiazdy, którą nie byłam, więc zaakceptowałam kilkanaście zaproszeń. Prawdziwy Sajgon dział się jednak na Twitterze, takiej ilościu próśb o follow nie widziałam w życiu, również zastosowałam się do swojego poprzedniego stwierdzenia i follownełam tyle osób ile dałam radę i po odpisywałam na wiadomości. Oraz dodałam tweet: ‘Polish directioners jesteście najlepsze! Dopilnuję, żeby chłopcy zagrali u Was koncert. xoxo.’ Po sekundzie od dodania, miałam już ze sto mentionsów z pytaniem czy jestem polką, odpisałam prawie wszystkim, że tak i że jestem z tego dumna. Zamknęłam komputer bojąc  się, że za bardzo się w to wszystko wkręcę i nie wyloguje się przez wiele następnych godzin. Położyłam głowę na poduszczę, ale nie mogłam przestać o Larrym, tak bardzo się o nich bałam, że poderwałam swoje wiele dupsko z łóżka, wzięłam kluczyki od samochodu i ruszyłam na poszukiwania, znowu! Co prawda, w Polsce nie powinnam prowadzić, gdyż nie miałam 18 lat, a moje prawo jazdy nie obowiązywało w innym kraju, ale jakoś mało się tym przejęłam. YOLO.
Pojechałam  na jedne z najbardziej znanych ulic i jechałam powoli rozglądając się dookoła, ruch był niewielki, zapewne dlatego, że była już 1 w nocy.
-Nic, nic, nic, jakaś kobieta z facetem, policja, fuck policja, dobra przeszli,- mówiłam sobie pod nosem, rozglądając się i wyłapując ludzi z ulicy- jakiś pies, jakiś dwóch pijaków pod murem, kolejna para, face…, zaraz. – zatrzymałam samochód w wyznaczonym miejscu i podbiegłam do dwóch ‘pijaków’ . okazało się ze to nasi kochani chłopcy. Podniosłam najpierw Louisa, który był tak pijany, że nie trzymał się na nogach, trzymając go pod ramię sięgnęłam po Harrego. Nie wiem jakim cudem i sposobem, ale zaciągnęłam ich do samochodu i rzuciłam, tak rzuciłam, na tylnie siedzenie. Nawet nie wyobrażasz sobie w jakiej byłam w furii, miałam ochotę rozszarpać ich na kawałki. Mamrotali coś pod nosami i non stop śmiali się miedzy sobą, Louis nawet zaczęł mnie przepraszać i komplementować.
gdy stanęłam już pod domem, zadzwoniłam do Eda, wiedząc że sama nie dam sobie rady z tymi zgonami. Przyszedł po chwili i pomógł zaciągnąć ich do łóżka. Zaprowadził Louisa do pokoju, a ja zgarnęłam Harolda do swojego, rozebrałam , aż został w samych bokserkach i przykryłam kołdrą. Chciałam iść się przebrać, ale uniemożliwił mi to, przyciągając do siebie.
-jesteś najwspanialszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Kocham Cię. Jedź w trasę, spełniaj marzenia, tylko obiecaj mi jedno. Jak już będziesz sławna nie zapomnisz o mnie- pocałował mnie w policzek i opadł głową na poduszkę, nawet nie zdążyłam powiedzieć ‘obiecuje’, już spał. Poszłam do łazienki i dopiero tam zalałam się łzami, to co powiedział Harry wywołało u mnie takie uczucia. Szybko wzięłam prysznic, przebrałam się, zmyłam makijaż i po chwili leżałam wtulona w Harolda, nie przeszkadzał mi nawet alkoholowy oddech. Potem scena niczym z komedii romantycznej… szepnęłam mu na ucho ‘kocham Cię’, ten przebudził się objął mnie ramieniem i tak właśnie zasnęłam. Jedyny komentarz nasuwający się na myśl o tym wspomnieniu to wielkie ‘Awwwwww’, nie mam racji?
                                     and i'll love you no matter what happens<klik>

12 komentarzy:

  1. <3 Bożeeeee <3 haha pijaki ;D
    Nie kończ , pliissss !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda, ze chcesz skonczyc bloga, wedlug mnie jestes swietna, no, ale to twoja decyzja. zawsze bede kochac to opowiadanie, nie zapomnij o tym, DOPSZE? :> <3

    boze, jakie zgony zaliczyli, frajerzy. ;q rozdzial bardzo fajny i dalej jaram sie tym tlem. JEST SLICZNE *.*
    szybko kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dooobrze, będę pamiętać <3
      a dziękuje, troche się napracowałam, żeby zrobić to tło ;p

      Usuń
  3. Szkoda że chcesz kończyć, ale to twój wybór. Rozdział zajebisty! <3 No nie mam słów aby to opisać. Tak, "Awwwww...." jest najlepszym!

    OdpowiedzUsuń
  4. gołąbeczki znowu razem xD awwww ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. nie no nie mozesz skonczyc tego opowadania...jak to sie stanie to wiedz Lustyk ze bedzie ze mna zle...:O hahaha,pedofilskie spojrzenie,kebab,Hariusz i zgonujący Larry mistrzem haha, PAULA & GABI FOR EVAAAA!! KOCHAM CIĘ LAMUSIEEE <3333333

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisze tę durna prace o Nowej Zelandii i ciagle sprawdzam czy dodalas nowy rozdzial.. wskazuje to na to, ze Twoj blog od niedawna stal sie moim ulubionym ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. chociaż , jak zakonczysz tego blogaa to będzie NASTĘPNY >? ! BŁAGAAMY <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, nie będzie więcej moich produkcji ;p zrozumiałam, że pisanie nie jest dla mnie i jest milion osób, które są o wiele lepsze ode mnie i jedynie pisząc się upokarzam :D

      Usuń
    2. COOO?????????
      Jeśli nie dla ciebie, to dla kogo !????????

      Usuń