(oczami
Gabi)
Patrzyłam przerażona na Harrego, nie wiedziałam co zrobi, musiałam jakoś szybko zareagować, ta chwila mnie przarażała.
Patrzyłam przerażona na Harrego, nie wiedziałam co zrobi, musiałam jakoś szybko zareagować, ta chwila mnie przarażała.
-Harry!-
krzyknęłam, właściwie nie wiedziałam co powiedzieć, nie mogłam sobie przyswoić
całej tej sytuacji, Scotta całującego mnie, Harrego widzącego to, to wszystko
było niczym jakiś koszmar, jak najszybciej chciałam się z niego wybudzić- Proszę daj mi to wytłumaczyć! To nie tak jak
myślisz, ja nie chciałam, ja chciałam wracać do Ciebie, bałam się, ale Scott
mnie zatrzymał i nie chciał puścić ja….- zaczęłam się tłumaczyć, mimo że nie
byłam niczemu winna, ale chciałam jakoś uspokoić Hazze, nie wiedziałam jak może
zachować się w takiej sytuacji i raczej nie chciałam się dowiadywać. Chciałam
po prostu złapać go za rękę i uciec do domu, położyć się obok niego i zasnąć w
jego ramionach, niestety koszmar rozgrywał się dalej.
-SCOTT?!- wrzasnął zdenerwowany i po chwili zastanowienia rzucił się na mojego byłego.
Ta scena wyglądała niczym z jakiegoś nisko budżetowego filmu akcji, mój chłopak przygniótł do ziemi chłopaka, który przed chwilą jeszcze mnie całował, i okładał go pięściami. Byłam pod wrażeniem jego siły, skąd mój ukochany miał tyle mocy, nie chciałabym go obrazic, ani nic, ale nie wyglądał na takiego strongmena a zwłaszcza przy Scottcie, który był od niego wyższy i lepiej zbudowany. Po dłuższej chwili zaczynałam się bać, fakt, temu gwałcicielowi należała się jakaś kara, ale coś we mnie mówiło mi, że nie chce aby cierpiał. Nie rozumiałam tego, ale wiedziałam, że nie mogę na to dłużej paczeć.
-Harry, zabijesz go, przestań!- wykrzyczałam przerażona, naprawdę się bałam, że Scott może ponieść jakieś ciężkie obrażenia. To było naprawdę dziwne, te moje obawy, przecież raczej powinnam myśleć ‘i co z tego, jak bardzo ty przez niego cierpiałaś, ile bólu znosiłaś, fizycznego i psychicznego, należy mu się’. Jednak wszystko kazało mi rzucić się na Harrego i odciągnąć go od leżącego. Kiedy już miałam zamiar to zrobić Harold uderzył Scotta ostatni raz, głowa poszkowonego dotknęła ziemi, nie bronił się już, nie wyrywał, tylko leżał w swojej krwi na chodniku z zamkniętymi oczami. Byłam panicznie wystraszona, nie wiedziałam co właśnie zaszło.
-AAAAAAA, zabiłeś go!- wręcz wypiszczałam podbiegłam do leżącego ciała i zaczęłam płakać, tak bardzo się bałam, co teraz miało się stać, mój chłopak miał iść do więzienia, a były nie żyć?
a może to nie prawda, może tak nie będzie, może on żyje, zaczęłam sprawdzać puls i oddech, na marne! Nie żył, on naprawdę nie żył, nie wyczuwałam nic, mój płacz się powiększył.
-Harry, co my, co my teraz zrobimy? – mówiłam przez łzy, przed oczami miałam takie straszne obrazy. Hazza chyba zrozumiał co właśnie zrobił, usiadł i schował twarz w dłonie, ale nie przejmowałam się nim, w tym momencie chciałam żeby uciekł jak najdalej, bałam się go, przerażało mnie to w jakiego potwora się zamienił. Kiedy miałam już tylko ciemność przed oczami i nie widziałam dla nas żadnej nadziei, wyczułam ruch, spojrzałam na Harolda, ale to nie był on, wciąż tkwił w tej samej pozycji, spojrzałam na ulice, to był..SCOTT, to on się ruszał!
-ON żyje! Haha- zaczęłam się cieszyć, to było jak światełko , teraz wszystkie ciemne chmury się schowały i wyszło słońce. Nic nie musiało się źle skończyć, od razu wyjęłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Karetka przyjechała dość szybko i w krótkim czasie byłam już w szpitalu, a razem ze mną Haz, na którego nie zwracałam uwagi. Mojego byłego chłopaka zabrali na pare zabiegów, a następnie umieścili w Sali, siedziałam przy łóżku i miałam nadzieje, że się obudzi, chciałam go przeprosić za to co się stało. Nie wiem czemu w ogóle to wszystko robiłam, czemu płakałam, czemu siedziałam i się martwiłam, nie mam pojęcia co się ze mną działo, przecież to niemożliwe, żebym wciąż darzyła go jakimiś uczuciami, prawda? Mam taką nadzieje, bo za mną stał chłopak, którego powinnam kochać i jeszcze przed paroma godzinami byłam o swojej miłości przekonana w stu procentach, więc co się stało? Z zamyśleń wyrwał mnie mój chłopak, obejmując mnie od tyłu, dziwnie się poczułam, miałam uczucie jakbym się go brzydziła !
-Może pojedziemy już do domu?- zapytał seksownie, uwielbiałam jak tak mówił, ale dziś mnie to rozgniewało, jak mógł tak mowić, jakby nic się nie stało!
-Nie wiem, chyba chce jeszcze przy nim zostać- chciałam jak najszybciej sprawić, żeby mnie zostawił, poza tym naprawdę miałam ochotę posiedzieć tu dłużej, czekać aż poszkodowany otworzy oczy
-No nie daj się prosić, to był ciężki wieczór, powinnaś odpocząć- namawiał mnie abym się zgodziła i wtedy poczułam zmęczenie, wszystko co zdarzyło się dzisiejszego wieczoru, cały ‘ciężar’ tych zdarzeń zaczął ciążyć na moich barkach, czułam, że opadam z sił.
-No dobrze, masz racje- zgodziłam się, ale nie okazałam żadnych uczuć, nie potrafiłam określić swoich odczuć w tym momencie do co jego osoby, był mi zbędny do wszystkiego, dzisiaj mógł nie istnieć, kiedy ta myśl przemknęła przez mój umysł przeraziłam się, jak mogłam tak myśleć o moim ukochanym?! Przecież byłam z nim taka szczęśliwa, był taki dobry, a ja tak źle myśle, a potem znowu zrobiłam się zła i moment wyrozumiałości dla Harrego skończył się, znowu poczułam że jestem na niego wściekła i nie zamierzam porzucać jak na razie tego uczucia.
Jadąc
taksówką, nie odzywaliśmy się do siebie, ucieszyło mnie to, nie chciałam
słyszeć nawet jego głosu, ani nie miałam mu nic do powiedzienia. Zastanawiałam
się, skąd u mnie taka diametralna zmiana i nie mogłam znaleźć żadnej
odpowiedzi. Coś po prostu pękło. Nie umiałam tego określić. -SCOTT?!- wrzasnął zdenerwowany i po chwili zastanowienia rzucił się na mojego byłego.
Ta scena wyglądała niczym z jakiegoś nisko budżetowego filmu akcji, mój chłopak przygniótł do ziemi chłopaka, który przed chwilą jeszcze mnie całował, i okładał go pięściami. Byłam pod wrażeniem jego siły, skąd mój ukochany miał tyle mocy, nie chciałabym go obrazic, ani nic, ale nie wyglądał na takiego strongmena a zwłaszcza przy Scottcie, który był od niego wyższy i lepiej zbudowany. Po dłuższej chwili zaczynałam się bać, fakt, temu gwałcicielowi należała się jakaś kara, ale coś we mnie mówiło mi, że nie chce aby cierpiał. Nie rozumiałam tego, ale wiedziałam, że nie mogę na to dłużej paczeć.
-Harry, zabijesz go, przestań!- wykrzyczałam przerażona, naprawdę się bałam, że Scott może ponieść jakieś ciężkie obrażenia. To było naprawdę dziwne, te moje obawy, przecież raczej powinnam myśleć ‘i co z tego, jak bardzo ty przez niego cierpiałaś, ile bólu znosiłaś, fizycznego i psychicznego, należy mu się’. Jednak wszystko kazało mi rzucić się na Harrego i odciągnąć go od leżącego. Kiedy już miałam zamiar to zrobić Harold uderzył Scotta ostatni raz, głowa poszkowonego dotknęła ziemi, nie bronił się już, nie wyrywał, tylko leżał w swojej krwi na chodniku z zamkniętymi oczami. Byłam panicznie wystraszona, nie wiedziałam co właśnie zaszło.
-AAAAAAA, zabiłeś go!- wręcz wypiszczałam podbiegłam do leżącego ciała i zaczęłam płakać, tak bardzo się bałam, co teraz miało się stać, mój chłopak miał iść do więzienia, a były nie żyć?
a może to nie prawda, może tak nie będzie, może on żyje, zaczęłam sprawdzać puls i oddech, na marne! Nie żył, on naprawdę nie żył, nie wyczuwałam nic, mój płacz się powiększył.
-Harry, co my, co my teraz zrobimy? – mówiłam przez łzy, przed oczami miałam takie straszne obrazy. Hazza chyba zrozumiał co właśnie zrobił, usiadł i schował twarz w dłonie, ale nie przejmowałam się nim, w tym momencie chciałam żeby uciekł jak najdalej, bałam się go, przerażało mnie to w jakiego potwora się zamienił. Kiedy miałam już tylko ciemność przed oczami i nie widziałam dla nas żadnej nadziei, wyczułam ruch, spojrzałam na Harolda, ale to nie był on, wciąż tkwił w tej samej pozycji, spojrzałam na ulice, to był..SCOTT, to on się ruszał!
-ON żyje! Haha- zaczęłam się cieszyć, to było jak światełko , teraz wszystkie ciemne chmury się schowały i wyszło słońce. Nic nie musiało się źle skończyć, od razu wyjęłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Karetka przyjechała dość szybko i w krótkim czasie byłam już w szpitalu, a razem ze mną Haz, na którego nie zwracałam uwagi. Mojego byłego chłopaka zabrali na pare zabiegów, a następnie umieścili w Sali, siedziałam przy łóżku i miałam nadzieje, że się obudzi, chciałam go przeprosić za to co się stało. Nie wiem czemu w ogóle to wszystko robiłam, czemu płakałam, czemu siedziałam i się martwiłam, nie mam pojęcia co się ze mną działo, przecież to niemożliwe, żebym wciąż darzyła go jakimiś uczuciami, prawda? Mam taką nadzieje, bo za mną stał chłopak, którego powinnam kochać i jeszcze przed paroma godzinami byłam o swojej miłości przekonana w stu procentach, więc co się stało? Z zamyśleń wyrwał mnie mój chłopak, obejmując mnie od tyłu, dziwnie się poczułam, miałam uczucie jakbym się go brzydziła !
-Może pojedziemy już do domu?- zapytał seksownie, uwielbiałam jak tak mówił, ale dziś mnie to rozgniewało, jak mógł tak mowić, jakby nic się nie stało!
-Nie wiem, chyba chce jeszcze przy nim zostać- chciałam jak najszybciej sprawić, żeby mnie zostawił, poza tym naprawdę miałam ochotę posiedzieć tu dłużej, czekać aż poszkodowany otworzy oczy
-No nie daj się prosić, to był ciężki wieczór, powinnaś odpocząć- namawiał mnie abym się zgodziła i wtedy poczułam zmęczenie, wszystko co zdarzyło się dzisiejszego wieczoru, cały ‘ciężar’ tych zdarzeń zaczął ciążyć na moich barkach, czułam, że opadam z sił.
-No dobrze, masz racje- zgodziłam się, ale nie okazałam żadnych uczuć, nie potrafiłam określić swoich odczuć w tym momencie do co jego osoby, był mi zbędny do wszystkiego, dzisiaj mógł nie istnieć, kiedy ta myśl przemknęła przez mój umysł przeraziłam się, jak mogłam tak myśleć o moim ukochanym?! Przecież byłam z nim taka szczęśliwa, był taki dobry, a ja tak źle myśle, a potem znowu zrobiłam się zła i moment wyrozumiałości dla Harrego skończył się, znowu poczułam że jestem na niego wściekła i nie zamierzam porzucać jak na razie tego uczucia.
Dojechaliśmy do mojego domu, byłam już na werandzie i otwierałam drzwi frontowe, nie żegnając się żadnym słowem z Harrym .
-Nie odezwiesz się do mnie w ogóle- powiedział z pretensją, ale i smutkiem.
-Dobranoc Haroldzie- odpowiedziałam ze spuszczoną głową, nie wiedziałam co więcej mogę mu powiedzieć, bałam się że kiedy zaczne krzyczeć to już nie przestane, a on nie zasłużył na aż taką złość, nie zrobił nic złego, bronił mnie, bronił swoją miłość. To piękne, ale nie potrafiłam do końca tego docenić, naprawdę nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
-Gabrielo Natalia Lustyk, proszę nie bój się mnie, wiesz, że nie zrobie Ci nic złego, nie wiem czemu tak postąpiłem, nie wiem co we mnie wstąpiło, znaczy wiem, Ty! Zazdrość, wściekłość, nie mogłem patrzeć na twarz tego człowieka, który tak Cię skrzywdził, proszę wybacz mi, ja…JA CIE KOCHAM!!!- przemawiał mój chłopak, na dźwięk ostatnich słów niezauważalnie zesztywniałam, poczułam się dziwnie, niby czekałam na to wyznanie, ale słysząc to nie poczułam nic, żadnych uczuć, zadowolenia, szczęścia, rosnącego serca, jedyne co pomyślałam to ‘no nie, i co ja teraz zrobie’ . to było straszne, nie chciałam, żeby tak było! Chciałam odpowiedzieć mu ‘ja Ciebie też’, ale nie mogłam, coś mnie blokowało, wiedziałam, że nie czuje tego samego, nie wiem co mnie tak odmieniło, naprawdę nie wiem, wiem tylko że bolało, nie jego, bolało mnie.
-Harry, ja, ja, przepraszam, ale nie możemy być razem. Nie pytaj czemu po prostu mnie zrozum, chciałabym powiedzieć Ci, że Cię kocham, ale tak nie jest…- mówiłam wpatrując się w podłoge i czułam, że łzy napływają mi do oczu
-Ja mogę zaczekać, przepraszam nie chciałem Cię pospieszać z wyznaniami, Twoje uczucia mogą się jeszcze rozwinąć, proszę..-mówił błagając, w jego głosie można było dosłuchać się rozpaczy
- To nie o to chodzi, naprawdę przepraszam. Hazzi, jeszcze kilka godzin temu byłam pewna, że Cię kocham, ale później zobaczyłam Cię jak bijesz Scotta i martwiłam się bardziej o niego niż o Ciebie, ja nie jestem normalna, nie mogę z Tobą być, nie mogę Cię ranić, jesteś najwspanialszym chłopakiem jakiego poznałam, dlatego zrozum, musimy się rozstać. Nie pytaj już o nic więcej, pozwól mi odejść i najlepiej o mnie zapomnij. Przepraszam, że zamieszałam w Twoim życiu. – skończyłam mówić i weszłam do środka, zamknęłam drzwi i sunęłam się na podłogę. Z moich oczu zaczęły cieknąć łzy ciurkiem, nie mogłam powstrzymać płaczu, był tak obfity. Zaczęłam krzyczeć na cały dom ‘ DLACZEGO KURWA, DLACZEGO TAKA JESTEM?!’ siedziałam wciąż przy drzwiach i płakałam, aż urwał mi się film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz